Młody stwierdził:-
"za dużo na siebie nałożyłaś i sił ani czasu ci nie starcza"! Fakt...
Prowadzenie domu i wszystkie pierdoły jakie robię pochłaniają cenne minuty
ale... NIE POTRAFIE ŻYĆ INACZEJ. Powinnam nadrobić ilość prac i rzetelnie wziąć
się za sprzedaż a ja.... haftuję pościel (richelieu)... szyję i haftuję obrusy
(teraz robię wielkanocny)... sieję pomidorki... pędzę cebulki begonii...
samodzielnie robię wędliny które nie zjadają chemią naszych jelit. Lubię żyć
wśród ładnych przedmiotów i rzeczy. Jeśli potrafię haftować i robić rękodzielnicze
cudeńka, to dlaczego mam je kupować za niebotyczne kwoty. Rękodzielnicze
przedmioty są obecnie bardzo drogie a i sumienność wykonania posiada nieraz
wiele do życzenia. Zwykła,- 30 letnia maszyna do szycia, uniemożliwia wykonanie
tego, na co mam ochotę. Nici na szpuleczkę muszę nawijać ręcznie, bo części aby
ją naprawić już nie dostanę. Nie raz oglądałam "nówki nieśmigane" ale
zawsze pokażą się inne potrzeby. A to naprawa autka... a to wymiana opon... a
to znów coś innego. Z resztą czy warto?
Długi chyba wreszcie
dorośleje. Może to awans na dość znaczące stanowisko,- albo doświadczenia
życiowe... albo wiek czy jeszcze inne powody, dają dość dobre efekty. Ja-
zdając sobie sprawę z faktu iż pochodzimy z innych planet... w przypadkach
"fochów po wejściu do domu" (jego nie moich) milknę i nie odzywam
się, dopóki sam do mnie nie przyjdzie. Jest ok. Obserwuję go jednak bacznie i
doszłam do wniosku, że tak na prawdę nie znam faceta, który żyje obok mnie już
28 lat. Coraz częściej zaskakuje mnie pozytywnie i odczucie które zwą
szacunkiem- zwiększa w stosunku do niego swoją objętość.
Parę obuwniczych zakupów poprawiło mi wiosenny
nastrój. Po przejrzeniu szafy stwierdziłam, że tak naprawdę to mam się w co
ubrać, co nie zmienia faktu, że mogłoby przybyć tam kilka nowości. Wyobrażacie
sobie kobietę która MA SIĘ W CO UBRAĆ? Nawet zasób toreb pozwala na normalne
funkcjonowanie... ilość kolorów lakierów do paznokci, czy pomadek. Świat chyba
stanął na głowie, jeśli znajdują się takie jednostki. Bardzo się zestarzałam,
jeśli coś takiego udaje się przejść przez moje usta. Tylko brać mnie za żonę...
A mnie dobrze jest samej. Nawet drugi dzień świąt spędziłam samotnie. Młody
wyszedł... a ja nie przyznałam się przyjacielowi że siedzę tylko z kotem. Nie
miałam ochoty na żadne towarzystwo oprócz Brunkowego i książki. I tej ciszy którą
kocham i dźwięków fletni pana i wizji obrazów, które chciałabym popełnić. Są
coraz bardziej abstrakcyjne i mniej kolorowe. Wychodzą gdzieś z wnętrza jak
małe duszyczki, które dopiero co się urodziły. Rosną wtapiając się w płótna...
Nabrzmiewają i spajają z farbą. Jest moment w którym nie mam już nad nimi
władzy. Tworzą prace jakby poza mną, by w końcu zmięknąć i poddać się tylko
moim wyobrażeniom. Może to już szaleństwo a może tylko rozbujała wyobraźnia. Lubię
ten stan. Jest ciepły... jakby melodyjny...Unosi i pozwoli szybować wysoko.
Jest wieczór. Szary i
deszczowy. Za oknami gałęzie rozpostarte jak kończyny szkieletów. Zimne i
nagie... Ale zmieni się to już niedługo. Z wiosną... Z ciepłem i promieniami
słońca.
Pięknie napisane! :-))))
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu.
OdpowiedzUsuńŻycie bywa trudne, bo i nikt nie obiecał nam, że będzie łatwe. Zawsze musimy się do czegoś mnobilizować, planować i realizować. Ale może te trudności właśnie, nadają sens życiu.
Mnie zakupy nie kręcą i do nich muszę się mobilizować. Może to kwestia wieku, gdy już coraz mniej mi jest potrzebne?
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Ciekawe jakie to fochy po wejsciu????? Pozdro
OdpowiedzUsuń