widgeo.net

środa, 20 lutego 2013

TRZMIEL...

           

Zginiemy niedługo w papierach. Każdą bzdurę jaką chcemy załatwić musimy przeprowadzić przez „kawałek lasu”. Wszystko… Nawet gdy kończy się ubezpieczenie OC musimy o decyzji zmiany ubezpieczyciela odnotować u „starego” włączając w to własnoręczny podpis. TAKKK… Byłam złośliwa… i gdy ubezpieczyciel którego zostawiłam, nie przyjął zwykłego pisma w WORDZIE… bo musi być własnoręczny podpis,- napisałam CAŁE pismo ręcznie. Ręcznie tak… jakbym miała dysgrafię… dysortografię… i była na wpół niewidoma. Tylko ten podpis, był cudowny i zgodny ze wzorem jaki posiadali. Wiem.. to idiotyczne, bo zmarnowałam tylko swój czas… Ale co sobie „ulałam”… to ulałam. Wszędzie pisz… Informując wszystkich o wszystkim, co dotyczy ciebie… Obnażaj się obywatelu… a czego nie pokażesz i tak zinwigiluje ciebie państwo.

Skończyłam dziś trzmiela… Chciałabym popełnić do końca miesiąca jeszcze jedną pracę… Nie wiem czy zdążę… Odchodzi wena… Ten nastrój tak zależny od tego co się dzieje wokół… Od pogody i tego co dzieje się wewnątrz ciała… Nie zrobię- TO NIE! 


poniedziałek, 18 lutego 2013

PO PRACY...


Nadrobiłam trochę stracony czas. Pięć prac które ostatnio popełniłam, pogłaskały sumienie. Źle się czułam z tym nygustwem. Miałam odczucia jakbym nic nie robiąc- robiła coś niedobrego. Dwie kopie pana Klimta malowałam drugi raz… Resztę prac to nowatorstwo. Fatalnie złoto i srebro wygląda na zdjęciach… W ogóle fotki nie oddają realii prac. Jednak nie ma to jak obejrzenie malarstwa na wystawach i to we właściwym oświetleniu. Brakuje mi światła… Słońca, które podniosłoby nastrój i lepszy chumor. Te szare, byle jakie dni -nie wpływają dobrze na psychiczne samopoczucie. Wcale nie cieszą mnie obrazy… I to że wreszcie wzięłam się do pracy… Że wena dopisuje i jakoś wszystko się kula. No właśnie…- kula… Bo pomimo pędu czasu, jakoś nie idzie tak,- jakbym chciała. Doszłam…- dojrzałam już do wniosku, że kobiecie potrzebny jest jednak facet. Do załatwiania męskich spraw… do współpodejmowania decyzji i do przytulania. Czasami tak tylko przed telewizorem,- do ramienia. Yesu- jak bardzo się starzeję, jeśli dochodzą mnie takie refleksje. A może to tylko ta beznadziejna zima…

                                      

                                       



 


               

poniedziałek, 11 lutego 2013

NA SZYBKO...




Nie mam nawet czasu na sen. A spać chce mi się ciągle. Ostro wzięłam się za malowanie… a pracy „za pieniądze” przybywa (szkoda że nie pieniędzy). Nakręciłam i zmontowałam 27 kilkuminutowych filmów z dzieciakami. Cały weekend z głowy. Zrobiłam reportaż ze zrobionych na wystawie zdjęć. Panie artystki nie podarowały organizatorowi  ŻADNEJ pracy. Wstyd jak nie wiem co. Podarowałam więc swoją, choć na wystawie nie było żadnego, mojego obrazu.
Zaczyna mnie na dobre wnerwiać zwyczaj jaki zakorzeniony w polakach doprowadza do furii. Gdy osobnik dowie się że poznana właśnie osoba potrafi „to i to”- natychmiast wymyśla co ta osoba, mogłaby dla niego za free zrobić. Zobowiązałam się niedawno do takiej pomocy i mam za swoje. Nikogo nie obchodzi że moja doba ma także tylko 24 godziny. Szczytem … było przymawianie się jednego z gości wystawy- o prezent w postaci jednej z moich prac. Na niedbały komentarz, że wszystkie do sprzedaży są w katalogu… usłyszałam, że podarowana wisiałaby na szczytnym miejscu. !!!!!! Moja reakcja w postaci spojrzenia bazyliszka nie pohamowała kretynki, więc wypaliłam że WSZYSTKIE MOJE PRACE ZAWSZE WISZĄ NA SZCZYTNYM MIEJSCU… a tą,- za którą musiałaby zapłacić… szanowałaby podwójnie.
Autko ubezpieczone. Pozostał do zrobienia przegląd. Ja… zawsze doskonale zorganizowana zaczynam gubić się z pracą. Za dużo tego wszystkiego. Do końca miesiąca muszę skończyć parę obrazów.. Już 1 marca pojadą na wystawę. Powinnam domalować trochę kamieni,- bo zeszły.
Nie wiem kiedy popełnię następny wpis na bloga. Nawet tego już mi się nie chce.