widgeo.net

poniedziałek, 28 października 2013

PRZEDŚWIĄTECZNY CZAS...

Być może niebo chciało od rana poprawić mi nastrój i ustroiło się w przepiękne… kolorowe chmurki. Te różowe puszki na tle niebiańskiego błękitu wyglądały nie tylko infantylnie…- ale także jakoś nienaturalnie i nieziemsko.




Nie poprawiły mi niestety humoru i dół jaki usiłuję zakopać już od soboty,- zagrał mi na nosie. Nie umiem znaleźć przyczyny takiego stanu… a leczenie objawowe daje ulgę tylko na chwilę. Znów nic mi się nie chce… nie mam apetytu i całe to życie wydaje mi się do kitu. NIE MAM POWODÓW DO NARZEKANIA. Wszystko jakoś zaczęło się układać i jeśli zakładamy że ten trzynasty rok jest pechowy… to już cieszę się na następny. Powinno być jeszcze lepiej.
Skończyłam „Damę z łasiczką”. Położyłam werniks i odłożyłam w kąt. Do „Mony” jakoś nie chce mi się zabrać. Odpocząć chyba muszę parę dni i poczekać na lepszy nastrój.
Nie lubię świąt zmarłych… Nie znoszę tego całego przepychu. Najpiękniej na cmentarzach jest dzień po Zaduszkach. Świątecznie a cicho… tak- jak w tym miejscu powinno być. Nie daje mi spokoju pęknięta na grobowcu płyta. Trzeba coś z tym zrobić…- koniecznie.




środa, 23 października 2013

ZA KRÓTKIE DNI...



Zaawansowanie prac nad „Damą z gronostajem” oceniam na 30%. Jak już pisałam męczy mnie kopiowanie ale na takie właśnie prace jest zapotrzebowanie. Będzie wystawa reprodukcji… muszą być kopie. Zostanie do zrobienia „Mona Liza”… i z tym tematem przyjedzie się zmierzyć. Niespodziewanie na horyzoncie pojawił się temat ptactwa… Chodzi o kury… koguty… Właściwie ten temat pojawił się już we wrześniu… ale nie miałam czasu za to się zabrać.  Ponieważ już druga osoba pyta a takie prace,- po kopiowaniu zabieram się zaraz za „drób”.
Po urodzinach. Uroczystość mogę chyba zaliczyć do udanych… choćby dlatego, że nie potrułam gości ani siebie. Teraz,- jakoś przeżyć muszę święto zmarłych.
Jeden ze swetrów….- zrobiony. Nie jestem zadowolona tak, jak się tego spodziewałam -ale trudno. To tak jest, jak zleceniodawca zdaje się na gust zleceniobiorcy. Następny będzie robiony pod moje zdecydowane dyktando. Teraz muszę jeszcze zastanowić się jak wykorzystać wełnę, która została. Przesadziłam z ilością nie biorąc pod uwagę wydajności. Mam już chyba pomysł. Dokupię podobną… zrobię projekt i będzie następny ciuch. W końcu idzie zima i w czymś muszę chodzić.
Nie wierzę żeby Długi „wydorośliwiał” ale muszę przyznać, że robi się jakiś normalniejszy. Taki poważniejszy i jakby bardziej odpowiedzialny. Lenistwo jednak zostało i przezwycięża wszystko co rodzi się w nim dobre. Na uroczystość niby posprzątał u siebie w pokoju… jednak zdecydowanie nie ma poczucia ładu i porządku.
Rusztowania sprzed okien dziś już zniknęły. Yesu… gdyby co- nie zatrudniłabym tej firmy u siebie nawet wówczas, gdyby chcieli zrobić coś za darmo. Zostało sprzątanie i wynoszenie śmieci. W tym roku muszę już wyrzucić wysłużoną trawę. Zrobiła się okropna i niech przez zimę balkon się przewietrzy i wymrozi.
Nienawidzę krótkich dni… Po prostu fatalnie czuję się w ciemności. Biorąc jeszcze pod uwagę fakt oszczędzania energii- to już zupełna klęska nastroju. Wprawdzie lepiej sypiam… ale taki czas krótkich dni… to nie jest to- co lubię najbardziej.
Fryzjer…. Kurde…. Spieprzyli mi głowę i tylko fakt, że włosy rosną spowodował, że nie wybuchnęłam awanturą. Kolor nie ten… Pasemka złączyły się z kolorem, więc ich nie ma… Za krótko przycięte i wyglądam jak Maria Dąbrowska. Koniec ze słynnym „Gabrielem” SPA. Elegancki salon zamienił się już w podrzędny zakład… w którym biegają drące się dzieci. O tym że zmiana ustawienia stanowisk spowodowała że bezustannie fryzjerki ze stanowisk obok i za… wieją na człowieka uruchomionymi suszarkami nie wspomnę. Z „głuchych” już głośników nie sączy się relaksująca muzyka… a niesympatyczna szefowa,- zgorzkniała jeszcze bardziej. Czas szukać innego salonu.
Obraz… który podarowano prezydentowi- zrobił furorę. Widziałam… jak obdarowywany- w momencie wręczenia nie mógł oderwać od niego wzroku. To bardzo miłe dla twórcy…
I to moja codzienność. Płynący czas… i ja -idąca po krawędzi mojego losu. Na razie jest on łaskawy… Daje mi kolejne szanse… Wykorzystuję je właściwie.

sobota, 12 października 2013

12 PAŹDZIERNIKA...



Tak  jakoś sporo pracy się zrobiło… Znów brakuje czasu.
Skończyłam cztery kopie Klimta. Obrzydł już mi ten sławny Gucio… ale skoro jest na niego zapotrzebowanie kasa ważniejsza niż moje widzi mi się.
 W domu właściwie nic nowego poza tym że nareszcie placek ze śliwkami nie miał zakalca. Z zakalcem czy bez znikł w ciągu dwóch niecałych dni i to nie znikł w czeluściach mojego przewodu pokarmowego… o nie. Dość że zdążyłam spróbować.
W czwartek uroczystość z Prezydentem miasta i moje urodziny… a tu o nowym sweterku nic nie słychać. Chyba koleżanka nie zdąży mi zrobić… bo żadnych wieści nie mam. No chyba że cicho siedzi i szykuje niespodziankę. Generalnie jestem przygotowana- że pójdę w starym jakimś ciuchu… fuj. Butki muszą poczekać do listopada. No właśnie listopad…  Ja JUŻ NAWET znicze na groby kupiłam. Wyjątkowo niedrogie były i spore… Takie jak potrzebuję.
Właściwie dzięki kuzynce kupiłam… bo namówiła na wizytę w nowo otwartym ALDI-ku. A tu obok marketu hurtownia ze zniczami…- więc zaopatrzyłyśmy się obydwie. Co roku przepłacałam przed cmentarzem.
Rozpoczęłam przygotowania do urodzin. Obrusik nowy… ręcznie robiony- nabyłam. Bigos dziś ugotowałam. Wypróbowałam na Długim przed zamrożeniem na sobotę. Żyje….- i nawet mu bardzo smakował, więc gościom mogę dać. Muszę jeszcze zrobić listę zakupów. Prychcić będę w piątek. Nie będę wymyślała skomplikowanych potraw bo jeśli się nie udadzą- nie będę miał gościom co dać jeść. Zrobię sprawdzone już,- proste przepisy… a za to skupię się na produktach wyjątkowo świeżych i ekologicznych.
Śledztwo w sprawie kwiatów stoi w miejscu. W tym tygodniu nie dostałam żadnego zielska. Chyba ofiarodawca- mnie już mniej lubi.
Od tygodnia znoszę stojące przed oknami rusztowania i zaglądających do mieszkania robotników budowlanych. Szlag mnie trafia… ale nie mam na to rady i muszę poczekać aż skończą prace.
Zjadłam usmażoną rybę i jeszcze żyję…- może mi się polepszyło?!