Przetwory na zimę
porobione. Nawet powtórnie zakonserwowana fasolka trzyma się i nie psuje.
Nowy nabytek w postaci
szynkowara w fazach prób. Pozwala na samodzielne zrobienie w miarę zdrowej wędliny.
Jest prosty w obsłudze i "wic" tkwi jedynie w odpowiedniej obróbce mięsa
przed parzeniem. Idzie mi coraz lepiej. Brakuje wprawdzie smaku wędzonki... ale
coś za coś. Dałam sobie radę nawet ze "spójnością" wyrobu w przypadku
gdy bardzo chudy a o taki właśnie mi chodziło. Jak dieta to dieta.
Wyroby które przeszły
już przez moje ręce i szynkowar,- na fotach. Kupiłam jednak chyba niewłaściwy
model, bo podczas parzenia ciemnieje obudowa na zewnątrz. Jak się zużyje... następny
już będzie inny.
Kraj żyje wyborami.
Wszędzie dyskusje i kłótnie. Obietnice i podkopy. Nie lubię tego okresu, bo
uwielbiam spokój i zgodę. A spokoju nie będę miała bardzo długo bo właśnie
naprzeciw moich okien powstał klub studencki. Wprawdzie funkcjonuje tylko w
piątki, soboty i niedziele... za to głośno i do 4.00 rano. Wznoszę wiec przed
każdym weekendem ( jak nigdy dotąd) prośby do Najwyższego o ulewne deszcze w
godzinach 20.00 - 4.00 a samochód stawiam na drugim końcu ulicy.
Zaczynają zaglądać w
moje okna sikorki. No chyba zwariowały. Owady jeszcze nie zasnęły i ptaki muszą
radzić sobie na razie same... żeby w przyszłym roku nie zżarły nas
"robale". Pokarm zacznę wystawiać jak zrobi się zimno.
A Długi?... A Długi
awansował i został szefem produkcji. Jakoś nie pchał się na to stanowisko, ale
w końcu dogadał się z dyrekcją i jest "kierownikiem". Z dumą pokazywał
mi "swoje biuro"... a ja faktycznie jestem z niego dumna. Przecież
gdyby dyrekcja nie miała do niego zaufania, nie nalegaliby na taką zmianę.
Nie maluję, choć prace
zaczęte-leżą. Nie mogę jakoś pozbierać się po tym pobycie w szpitalu. Ciągle
słaba i słaba i często porankiem mam problem ze ściągnięciem się z łóżka. Może
to też "dodatek" jesiennych nastrojów i zmian pogodowych. Muszę
przeczekać. Przecież każda noc kończy się świtaniem.
Nie powinnam narzekać
bo poprawiam sobie nastrój "zakupami odzieżowymi", ale to chwilowe
radości. A radością także,- jest otrzymana w prezencie "muchołapka"
czyli jeden z gatunków rosiczki.
Długi karmi ją muchami...
a ona z szybkością błyskawicy zamyka je w swoim uścisku.
Jesienny wieczór.
Herbata z miodem i cytryną. Kot śpi na swoim posłaniu przytulony do grzejnika,
Długi gra w Wiedźmina a ja marzę. O spokoju... ciszy i ......
A to truskawka wychodowana na balkonie...
Witaj Aniu.
OdpowiedzUsuńBardzo smakowicie wyglądaję te przetwory. Aż mi slinka pociekła.
Zdjęcia super.
Pozdrawiam serdecznie i do siebie zapraszam.
Michał
Rewelacyjnie wyglądają te wędliny!!!
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze wyglądają Twoje wyroby! Wiem, co mówię, bo sama się w to bawię już od roku! I jakoś mi nie brakuje wedzonek. Wystarczy tylko zastosować różne mieszanki przypraw, a zwykła indycza, czy kurzęca wędlina, to sama małmazja dla kubków smakowych! Oczywiście szyneczka świąteczna też! Z tzw. szynki orzech!
OdpowiedzUsuń