Wizyta w dniu
dzisiejszym na blogu przypomniała o coraz szybszym biegu czasu… o monotonności
dnia codziennego i fakcie, że upływające życie jest tak nijakie, iż brak tematu
do poruszenia w tym specyficznym miejscu. Jestem pacyfistką więc unikam
wszelkiego rodzaju newsów… bo są to przede wszystkim informacje o „nadchodzącej
wojnie”… o tym jak biją się bracia i o wzajemnym sobie wygrażaniu. Powracająca
w tym okresie „sprawa smoleńska” mimo tragizmu wychodzi mi już bokiem… i
otwierając przed śniadaniem lodówkę
obawiam czy także i tam nie wyskoczy mi Smoleńsk. Zlecenia zgodnie z obietnicą
przed świętami wykonałam i mam nadzieję że klienci zdążą na ten uroczysty czas
prace oprawić.
Sprzątanie wiosenne… No
cóż przed każdym takim czasem muszę stoczyć walkę z Długim o pomoc… ale wraz z
doświadczeniem idzie mi to coraz lepiej. Okna pomyte… drzwi także… korytarz i
przedpokój wysprzątane włącznie z umyciem szaf. Codziennie do czegoś nakłaniam,
żeby nie użyć określenia „zmuszam”. Główne zakupy przedświąteczne- zrobione. Do
nabycia zostało już tylko to- co trzeba bezpośrednio przed świętami.
Natura ma swoje prawa…
i te prawa często bardzo nachalnie i gwałtownie okazuje. Od dwóch tygodni
walczę z tym… co zawsze hołubiłam i bardzo przychylnie traktowałam. Ptaki… a
konkretnie gołębie upodobały sobie moje balkony do „zasiedzenia’. Najpierw było
to koczowanie w stojącej sporej thui… potem robienie gniazda na foteliku
wystawionym na balkon… by na końcu osiedlić się w osłonce na doniczkę bo była
spora… w dogodnym, zacisznym i niewidocznym dla innych miejscu. Nie mogę im
pozwolić na takie działania z powodu posiadania najwspanialszego na świecie
kota.
Wystraszałam więc
demolujące mi drzewko ptaki,- by potem uniemożliwić im robienie gniazda na
foteliku przewracając go na bok. Gdy zobaczyłam je siedzące w osłonce na doniczkę,
usiłowałam wygonić… ale jakoś chyba się mnie nie bały bo patrzyły zdziwione…
jakby chciały dowiedzieć się o co właściwie mi chodzi. Biorąc pojedynczo w ręce
wypuszczałam w park... niczym Papież z okna… a sąsiedzi po drugiej sztuce (gołębia)
pytali czy założyłam hodowlę. Przyszedł więc czas na dodatkowe i konkretne już
działania. Zamówiłam kruka i nagrałam
krzyk jastrzębia gołębiarza. Kruk jest przepiękny i wygląda na barierce
balkonowej jak prawdziwy. Puszczany kilka razy dziennie krzyk „mordercy gołębi”
robi swoje. Ptaki nie przylatują. Balkon przygotowany na powitanie wiosny i
posadzenie kwiatów. Myślę… że nie zrobię tego wcześniej jak na początku maja. I
tylko jakoś nie mogę zapomnieć spojrzenia tej pary gołębi którą musiałam siłą
wyrzucić ze swojego domu… choć zrobiłam to, by je chronić przed zakusami na ich
życie -mojego kota.
Witam!
OdpowiedzUsuńMnie się ta wojna smoleńska już dawno czkawką odbija i oglądać jej nie mogę.
Na mój balkon przylatują dwa gołębie, ale rzadko i na krótko.
Od jutra średnie zakupy świąteczne, popłacenie rachunków za media... i Alleluja!
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Na te kruki to i ja się nieraz nabrałam, tak łudząco żywe!
OdpowiedzUsuńA..... Adela u ramiarza!
Tamten mail jednak nie doszedł!
Pozdrawiam przedświątecznie!
Przepiękny design bloga Jednak ciężko sie czyta:) Ciekawy patent z krukiem oraz dźwiękiem Jastrzębia, gratuluję pomysłowości!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Też myślałam, ze prawdziwe to ptasie jest :) Ale ja tu świątecznie, jak te ptaszki, na chwilkę... Uśmiechu, radości i słońca, wiosennego ciepła życzę bez końca.
OdpowiedzUsuńWesołych Świat!