Temat dzisiejszego
postu przyniosły zgrabne nogi w przepięknych szpilkach. Dźwięk domofonu nie zdradzał
tego… co wchodziło do mnie ciężkim krokiem na górę. Moja przyjaciółka… Osoba
znana wieki… towarzysząca mi prawie od zawsze… Będąca dobrem i złem jakie zdarzało
mi się w życiu.
Gdy widziałam ją
tydzień temu promieniała radością życia. Na pierwszy rzut oka widać było zmiany
jakie w niej zaszły. Dobre zmiany… Szczęście które kroczyło obok niej i radość
w każdym geście i słowie. Tak wyglądają tylko ludzie muśnięci miłością i o tym
mówiła. Opowiadała o słowie „kocham” które
usłyszała…. O tym – że „prawie” w nie wierzyła… że usiłuje do siebie dopuścić
to… czego bardzo bała się przez całe swoje życie,- a czego pragnęła najbardziej
na świecie. To- dla czego popełniała mnóstwo błędów i z czego już zrezygnowała.
Patrzyłam wówczas na tą „gidyję” z radością i nadzieją… że w końcu jej się powiedzie
i będzie w pełni szczęśliwa. Myślałam że
dziś… idzie do mnie z dobrymi nowinami... decyzjami które chciała podjąć. Owszem…
decyzje były, jednak nie takie jakich się spodziewałam… a jej wygląd zszokował
mnie zupełnie. Przygarbiona…. Szara na twarzy i upłakana jak dziecko… Bez
makijażu… ledwo ciągnąca za sobą nogi. To- co zobaczyłam przed sobą… krzyczało
o co najmniej dwóch nieprzespanych nocach i nieszczęściu o jakim miałam za
chwilę się dowiedzieć.
Usta… które zapewniały
ja o uczuciu,- były facetem w jej wieku. Człowiekiem bardzo wrażliwym… czułym… i jej oddanym.
Niestety, jak większość z nas- po przejściach, które zostawiły potworne piętno
na tej zagubionej w dzisiejszym świecie duszy. Było im ze sobą dobrze, jednak
to,- co ten człowiek przeżył… i złego i dobrego…. zostało i zostanie na zawsze.
W każdym dniu ich ewentualnego wspólnego życia pojawiać się będzie ból, tego co
przeżył… Każdej nocy spać z nimi będzie jego była żona, którą bardzo kochał i
chyba gdzieś głęboko nadal kocha. Nadal towarzyszy mu w każdej myśli i miejscu
w jakim przebywa mimo, iż kroki jakie podejmowała przeciwko niemu świadczą o
wyjątkowej nienawiści jaką go darzy i upadłości charakteru. Na co to moje
nieszczęście liczyło –nie wiem… Wiem jedno,- podczas rozmowy zorientowałam się
że z upadku z jakim do mnie przyszła nieprędko się podniesie. Wyjątkowo
delikatna i wrażliwa zakrywała przed sobą to… co widziała i łudziła się że przezwycięży.
Najgorszy w tym wszystkim jest fakt… że nie walczyła ze zdradą. Zdradę czasami
się wybacza. Walczyła z inną miłością z którą
wygrać się nie da. Przez jej ręce przewijały się dziesiątki chusteczek… które wyciągając z pudełka przerzucała mokre
do kosza. Nie wiedziałam co jej doradzać. Czy pocieszać że to minie… czy podtrzymywać
w przekonaniu że się zmieni. Przecież w pewnym wieku nie ma ludzi „czystych”.
Wszyscy noszą jakieś znamię… jakąś przeszłość… brzemię które ciężko zrzucić.
Moje wątpliwości rozwiały następne jej słowa. „Wiesz… wczoraj się kochaliśmy… I
było cudownie do momentu w którym nie zaczął opowiadać o swoich upodobaniach
erotycznych pod kątem byłej żony…” (?!) „…nawet chyba nie zdawał sobie sprawy
że tak się dzieje… był spontaniczny… szczery…” (?!)
Wiedziałam o czym mówi…
Wiedziałam dlaczego przedwcześnie uciekła z tej randki. Wiedziałam co czuje i
zdawałam sobie sprawę z tego że nigdy nie będą razem. Popłakałam się także…
Chusteczki z następnego pudełka zapełniały kosz. Płakałyśmy tak długo… Każda
nad tą drugą i nad sobą. Każda z nas zasługiwała na miłość i musiała z niej
zrezygnować. Dla własnego dobra… dla dobra partnera. Bo tak należało by
spokojnie żyć.
Witam!
OdpowiedzUsuńTak bywa w życiu niestety. Musimy dokonywać wielu wyborów i rezygnować z tego, co nam się należy. Bo każdy ma prawo do miłości, do kochania i bycia kochanym. Niestety, życia nam płata nieraz figle i to dość przykre, i bolesne.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Mam przyjaciółkę, Była kiedyś piękną kobnietą. Zakochała się i jest wrakiem, Razem pija i staczają się na dno! I zadne słowa nie sa w stanie jej zmienić. Nawet moje, a może zwłaszcza moje!
OdpowiedzUsuńJest mi smutno, bo nie wiem, jak o nia walczyc!