Zawsze przyciągała „nie
takich” facetów. A to był to ledwo opierzony młokos, których nie cierpiała… A
to pojawił się „starszy stateczny” których lubiła, ale tego interesowało przede
wszystkim jej atrakcyjne, młode ciało. Potem ci… dla których była „dobrą partią”.
Z tym , którego pokochała była 4 lata. Początki nie były łatwe i proste. Ani
dla niej… ani dla niego. Po traumie jaką przeżyła jako nastolatka pozostały
blizny… otwierające się na widok każdego faceta. Obydwoje walczyli z
przeszłością ponad rok. Jej zaangażowanie…. jego cierpliwość… i wydawało się wszystkim
że są parą idealną. Wyzuta z zazdrości… ufna jak dziecko… nie zauważała że
miłość i szczęście wymyka jej się z rąk. Nawet wówczas gdy otoczenie słało
sygnały,- przyjmowała je jako zazdrość o szczęście… złośliwość… wrogość. Do
dnia, w którym usłyszała że nie jest już kochana… że właśnie zostanie teraz
sama i że prosi się ją o wybaczenie. Nie wybaczyła… Nie umiała zrozumieć
dlaczego tak się stało… gdzie i ile jest w tym co się stało,- jej winy. Po
wielkiej miłości pozostały „przyzwoite stosunki” pomiędzy tymi dwojga. Zostało także ostrzeżenie i ziarnko
nieufności i umiejętność zazdrości.
Postanowienie o tym że już zawsze będzie sama, było nie do obalenia i
trzymała się tego jak tonący koła ratunkowego. I nawet chyba było jej z tym
dobrze. Dobrze… bo czuła się bezpieczna… Nie do ruszenia… i nie do zranienia
powtórnie. Pielęgnowała to swoje singielstwo… a słabości zakrywała określeniem
własnej osoby jako „zimnej francy”. Najprawdopodobniej to potrzeba miłości…
jakaś wewnętrzna samotność pchnęła ją w ramiona człowieka, którego początkowo
nie trawiła. Wydawał jej się arogancki i bezczelny… a z czasem zamieniający się
we wrażliwego, ciepłego delikatnego faceta. Chyba ta delikatność przełamała
większość barier jakie postawił przed nią los… i które sama zbudowała przed sobą. I gdy miała
obalić ostatnią,- zapaliła się przed nią „lampka ostrzegawcza”. Nie potrafię
zdecydować czy to rzeczywiście kolor czerwony… czy tylko do czerwonego podobny.
Na zadane mi pytanie…- nie potrafię odpowiedzieć jej jednoznacznie. Widzę… że
bardzo chce wierzyć, że to tylko sen czy maligna. A co będzie gdy podpowiem „uwierz”…
a lampka będzie rzeczywiście czerwoną? Jeśli
historia się powtórzy? Nie wiem… Już nic nie wiem. A ona ciągle, uparcie zadaje
dziwne pytanie:- DLACZEGO?
Droga blogerko. Jeśli lampka przypomina kolor czerwony, to jak zaświeci słońce BĘDZIE CZERWONY! Przynajmniej u mnie zawsze taki był.
OdpowiedzUsuńEwelina
Witam!
OdpowiedzUsuńBywają tacy, którzy źle lokują swoje uczucia i ich związki się rozpadają.
Lecz być samotną singielką, to może być dobre na pewien czas...
Najsmutniejsza jest jednak samotność.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał