Minął miesiąc... No
minął od mojego ostatniego "normalnego" wpisu -nie licząc życzeń
świątecznych. Bo życie jakoś dziwnie płynęło na walce ze skutkami paskudnej
lutowo-marcowej grypy. Pozostałości leczę do dziś. Chrypa i lekki kaszel jaki
mi pozostał po tym "....." męczy do dziś. Tak...- przejmuję się tym i
leczę jak mogę. Koleżanka w wyniku powikłań wylądowała w szpitalu specjalistycznym
leczącym płuca. Zrobiono wszystkie możliwe badania i......... NIC. Ostatnie dni
to kuracja wapnem i PROPOLKAMI. I nawet trochę pomaga. Kaszel zelżał i często mówię
bez chrypy. Będę więc cierpliwa w swojej walce.
Leżąc... często zastanawiam się, gdzie
zrobiłam błąd w leczeniu. Czy to był mój błąd... czy to wirus który zaatakował
w tym roku,- tak wrednie działa. Niespotykana u mnie, wysoka temperatura miała
jednak i dobre strony. Sny jakie sprowadziła, poddały nowe pomysły i koncepcje
na prace.
Okres przedświąteczny
to jak zwykle sprzątanie po zimie... Trudno się to robi gdy sił brak mimo
najszczerszych chęci. Ale były i dni lepsze. W takie starałam się nawet
ugotować "przyzwoity" postny obiad. Zdarzały się więc i kluski śląskie...
i kopytka z kapustką... a pierogów ze śliwką w środku umieszczę nawet fotkę.
Machnęłam cały głęboki talerz. Jedliśmy dwa dni.
Ciepłe wiosenne dni,
napawały optymizmem. Wydawało mi się, że wraz z ładną pogodą przyjdzie zdrowie.
Przychodziło,- ale bardzo powoli. Tylko Brunek olewał serdecznie wszystkie
nasze kłopoty i zażywał w słoneczne dni kąpieli cieplnych.
Grudniki sprawiły miłą
niespodziankę. Zakwitły mimo obcięcia po kwitnieniu bożonarodzeniowym sporej ilości
odrostów. Postarały sie w tym roku wyjątkowo... i przemianowałam je na
"świąteczniki" skoro mają ochotę kwitnąć na każde święta.
Na balkonach w święta
kwitły sprezentowane mi miniaturowe bratki a truskawki zwisające których
sadzonki kupiłam po nieprzyzwoicie,- jak na takie maleństwa- cenie, usiłowały
pobudzić się do życia. Nie wiem czy z nich coś będzie, bo do dziś jakoś nie
mogą sobie z tym rośnięciem poradzić.
Posadzone w donicach na
balkonie żonkile- owszem, sprawdziły się. Zakwitły w
Wielką Sobotę
Wielką Sobotę
Dziś czuję się w miarę
dobrze. Na obiad zrobię spaghetti z sosem pomidorowym na ostro, bo Długi lubi.
Kilka zaplanowanych obowiązków, także z pewnością się uda. I prasowanie,
którego wprawdzie nie lubię, ale nowiusieńki sprzęt ułatwia. A jutro-
niedziela. I odpoczynek, którego ostatnio mam nieprzyzwoicie dużo.
Witaj Aniu.
OdpowiedzUsuńZnaczy, że do zdrowia wróciłaś i od razu się u Ciebie wiosennie zrobiło.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Nie wiedziałam, że grudnikowi trzeba odrosty wycinać. Dziwiłam się, że nie kwitł od roku, ale byłam pewna, że to przez przeprowadzkę w nowe miejsce. Dzięki za info! :-)))
OdpowiedzUsuńW tym roku ponoc infekcje były bardzo zjadliwe, więc pewnie i Tobie się taka trafiła!
Mam nadzieję, że wykaraskasz się z tego na sto procent!