Być może niebo chciało od rana
poprawić mi nastrój i ustroiło się w przepiękne… kolorowe chmurki. Te różowe
puszki na tle niebiańskiego błękitu wyglądały nie tylko infantylnie…- ale także
jakoś nienaturalnie i nieziemsko.
Nie poprawiły mi niestety humoru i dół
jaki usiłuję zakopać już od soboty,- zagrał mi na nosie. Nie umiem znaleźć
przyczyny takiego stanu… a leczenie objawowe daje ulgę tylko na chwilę. Znów
nic mi się nie chce… nie mam apetytu i całe to życie wydaje mi się do kitu. NIE
MAM POWODÓW DO NARZEKANIA. Wszystko jakoś zaczęło się układać i jeśli zakładamy
że ten trzynasty rok jest pechowy… to już cieszę się na następny. Powinno być
jeszcze lepiej.
Skończyłam „Damę z łasiczką”. Położyłam
werniks i odłożyłam w kąt. Do „Mony” jakoś nie chce mi się zabrać. Odpocząć
chyba muszę parę dni i poczekać na lepszy nastrój.
Nie lubię świąt zmarłych… Nie znoszę
tego całego przepychu. Najpiękniej na cmentarzach jest dzień po Zaduszkach.
Świątecznie a cicho… tak- jak w tym miejscu powinno być. Nie daje mi spokoju
pęknięta na grobowcu płyta. Trzeba coś z tym zrobić…- koniecznie.
Witaj!
OdpowiedzUsuńJesień nie nastraja optymistyczne i radośnie. To czas przemijania i zadumy.
Fajna ta dama z łasiczką.Ja lubię Zaduszki (2 listopada) bo są spokojne i wyciszone, a 1 listopada Dzień Wszystkich Świętych jest bardziej nastawiony na przepych.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał