Zaawansowanie prac nad „Damą z gronostajem”
oceniam na 30%. Jak już pisałam męczy mnie kopiowanie ale na takie właśnie
prace jest zapotrzebowanie. Będzie wystawa reprodukcji… muszą być kopie.
Zostanie do zrobienia „Mona Liza”… i z tym tematem przyjedzie się zmierzyć.
Niespodziewanie na horyzoncie pojawił się temat ptactwa… Chodzi o kury… koguty…
Właściwie ten temat pojawił się już we wrześniu… ale nie miałam czasu za to się
zabrać. Ponieważ już druga osoba pyta a
takie prace,- po kopiowaniu zabieram się zaraz za „drób”.
Po urodzinach. Uroczystość mogę chyba zaliczyć
do udanych… choćby dlatego, że nie potrułam gości ani siebie. Teraz,- jakoś przeżyć
muszę święto zmarłych.
Jeden ze swetrów….- zrobiony. Nie jestem
zadowolona tak, jak się tego spodziewałam -ale trudno. To tak jest, jak
zleceniodawca zdaje się na gust zleceniobiorcy. Następny będzie robiony pod
moje zdecydowane dyktando. Teraz muszę jeszcze zastanowić się jak wykorzystać
wełnę, która została. Przesadziłam z ilością nie biorąc pod uwagę wydajności.
Mam już chyba pomysł. Dokupię podobną… zrobię projekt i będzie następny ciuch.
W końcu idzie zima i w czymś muszę chodzić.
Nie wierzę żeby Długi „wydorośliwiał”
ale muszę przyznać, że robi się jakiś normalniejszy. Taki poważniejszy i jakby
bardziej odpowiedzialny. Lenistwo jednak zostało i przezwycięża wszystko co
rodzi się w nim dobre. Na uroczystość niby posprzątał u siebie w pokoju… jednak
zdecydowanie nie ma poczucia ładu i porządku.
Rusztowania sprzed okien dziś już
zniknęły. Yesu… gdyby co- nie zatrudniłabym tej firmy u siebie nawet wówczas,
gdyby chcieli zrobić coś za darmo. Zostało sprzątanie i wynoszenie śmieci. W
tym roku muszę już wyrzucić wysłużoną trawę. Zrobiła się okropna i niech przez
zimę balkon się przewietrzy i wymrozi.
Nienawidzę krótkich dni… Po prostu
fatalnie czuję się w ciemności. Biorąc jeszcze pod uwagę fakt oszczędzania
energii- to już zupełna klęska nastroju. Wprawdzie lepiej sypiam… ale taki czas
krótkich dni… to nie jest to- co lubię najbardziej.
Fryzjer…. Kurde…. Spieprzyli mi głowę
i tylko fakt, że włosy rosną spowodował, że nie wybuchnęłam awanturą. Kolor nie
ten… Pasemka złączyły się z kolorem, więc ich nie ma… Za krótko przycięte i
wyglądam jak Maria Dąbrowska. Koniec ze słynnym „Gabrielem” SPA. Elegancki
salon zamienił się już w podrzędny zakład… w którym biegają drące się dzieci. O
tym że zmiana ustawienia stanowisk spowodowała że bezustannie fryzjerki ze
stanowisk obok i za… wieją na człowieka uruchomionymi suszarkami nie wspomnę. Z
„głuchych” już głośników nie sączy się relaksująca muzyka… a niesympatyczna
szefowa,- zgorzkniała jeszcze bardziej. Czas szukać innego salonu.
Obraz… który podarowano prezydentowi-
zrobił furorę. Widziałam… jak obdarowywany- w momencie wręczenia nie mógł
oderwać od niego wzroku. To bardzo miłe dla twórcy…
I to moja codzienność. Płynący czas… i
ja -idąca po krawędzi mojego losu. Na razie jest on łaskawy… Daje mi kolejne
szanse… Wykorzystuję je właściwie.
Witaj!
OdpowiedzUsuńCzas płynie niemiłosiernie. Dni są coraz krótsze... Rusztowania znikaja...
Kopiowanie bywa nudne i jednostajne.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał