Nie umiem sobie
poradzić ze skutkami pogody. Autko stoi zamarznięte. Jest po prostu skute lodem
i nie wiem jak je odmrozić. Planuję jutro od rana zacząć od otworzenia drzwi
przy pomocy odmrażacza do zamka. Ale czy dam radę? Jeśli mi się to uda, to
jedynym sposobem na pozbycie się lodu jest je ocieplić… a więc odpalić i czekać
aż lód z niego spadnie. Na szczęście jest zatankowany i może trochę pochodzić.
Deszcz już padać nie będzie tylko śnieg, a ten uprzątnę szybciej. Samochód jest
mi potrzebny. Nie mogę przecież wszędzie poruszać się dając zarobić właścicielom
taksówek. Tragedia gdy nie ma się garażu. Przyzwyczajona do plusowych
temperatur przerażona jestem faktem iż te minusowe… czyli normalne w zimie, potrzymają
do początków lutego… a nie wiadomo czy i
nie dłużej. Bardzo odczułam brak zimowego płaszcza. Kurcze… myślałam że jakoś
się obejdzie,- i obejść się musi.
Sny- jakie przeżyłam
dzisiejszej nocy z pewnością nie wróżą nic dobrego. Stary cmentarz na którym nie mogłam znaleźć grobów bliskich.
Stare zamczysko z ludźmi nie z mojej epoki ubranych w brudne, śmierdzące kostiumy im współczesne.
Jednym, słowem horror.
I seria nieszczęść jakie
właśnie się zaczęły. Jak już wszystkim wiadomo … nie kończy się u mnie na
jednym nieszczęściu i takoż teraz się dzieje. Pada mi komputer… Zaczyna
zachowywać się dziwnie i jeśli skończy się to tylko na postawieniu na nowo
systemu,- to będzie bardzo dobrze. Żeby było do pary właśnie zepsuł się nam
czajnik elektryczny. Trzeba kupić nowy. Daj mi Stwórco mój kochany… by były to
jedyne nieszczęścia jakie zaplanowałeś dla mnie w tym roku. Gdy patrzę za okno zaczynam się obawiać… że
tych w sumie normalnych przypadków nie zdołam ogarnąć. Brak słońca odczuwam
bardzo dokuczliwie. Z natury
melancholiczka przy takiej aurze i niedogodnościach jakie zsyła los czuję się po
prostu nieszczęśliwa. Poryczałam sobie dzisiaj dla ulgi… ale niewiele pomogło.
Zjadłam trochę czekolady by podnieść nastrój- także nic. Nie wiem jak sobie
pomóc… Przecież nie mogę spać całe doby. Znajomi mnie denerwują więc na razie
muszę unikać spotkań. Wyrzuciłam z siebie wszystko chociaż tutaj… Nie pomogło.
Dobranoc…
Witaj!
OdpowiedzUsuńCzyli złośliwość przedmiotów martwych. Oj wielu zmaga się z samochodem skutym lodem. Trzeba to jakoś przeżyć...
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Ważne, że wyrzuciłaś wszystko z siebie, a to miejsce jak najbardziej się do tego nadaje. I nawet jeśli nie pomogło, to chociaż "na wątrobie ulżyło"! ;-)))
OdpowiedzUsuń