Obudziłam się przerażona… Było coś
około czwartej godziny. Oczy napuchnięte od płaczu… Poduszka mokra od łez. Za
oknem krakały wrony… Tak… Słyszałam je przecież także we śnie. Pamiętam go
jeszcze. Pamiętać będę chyba bardzo długo. Przecież to chyba właśnie ten sen
mnie obudził. Śniłam o przyjaciółce która odeszła ponad rok temu. Do tego czasu
nie przychodziła we śnie a dziś… Widziałam ją wyraźnie. Jej mieszkanie… Jej rodzina… I było okno na
które przyleciały czarne wrony które słyszałam przez sen… Była ogromna ilość
czerwonej wstążki przewieszonej przez okienną klamkę. Była ona,-
zażenowana że odeszła bez uprzedzenia i
pożegnania. I była ośnieżona ulica, którą szłyśmy do mojego domu. Weszła do
jednego ze sklepów. Tam została. Wracałam sama jakby nadąsana że znów Jej nie
ma. Jestem wstrząśnięta tym snem. Nigdy nie przejmowałam się tym co dała w
swoich majakach noc. Dlaczego właśnie dziś… Dlaczego Ona… Czy sen ma coś
oznaczać? Coś zwiastować? Może ostrzegać przed jakimś wydarzeniem?... Dawno nie
wstawałam tak wcześnie. Niepokój zerwał mnie z łóżka. Już nie zasnę. Odpaliłam
komputer choć od ogromu pracy jaką ostatnio wykonałam mam do tego sprzętu już
wstręt. Może notatka na blogu? Tak dawno nie „meldowałam się” w tym miejscu.
Tak…- to dobre miejsce na zostawienie swoich niepokoi. Zostawię tutaj swój sen
i łzy jakie wylałam podczas tego specyficznego, psychicznego seansu. Może to
sugestia przeczucia… intuicji… a może po prostu zwykły wytwór przeciążonego
pracą i emocjami mózgu. Bo nie potrafię odciąć emocji od swojej pracy… Może to
plus… Z pewnością jednak ogromne obciążenie psychiki. Taka zostanę…- bo już
próbowałam inaczej. Udawało się na krótko. Wracała cała finezja skomplikowanego
ego. To ulotne „coś”… czego nie potrafię się pozbyć. Nie zmienię swojej duszy
która jest jak otwarta rana. Wrażliwa na leki jakimi są dobroć i życzliwość…
Ale jeszcze bardziej wrażliwa na całe zło świata… Nie wiem czego ryczę od
samego rana. Nic złego się nie dzieje… powiedziałabym że raczej powinnam się
śmiać. Są powody… Ostatnie sukcesy są nareszcie nagrodą za ciężką pracę. Może
nie tak finansowe jakbym sobie tego życzyła ale nadspodziewane są. Wyjątkowa
podwyżka o której już wspominałam…
Powodzenie prac, które przełożyło się na ich sprzedaż… O niesamowitym
powodzeniu wystaw już nie wspominam. Z ostatniej już zrezygnowałam. Odstąpiłam
studentkom, które wręcz biją się o ekspozycję swoich obrazów. Boli tylko ich
zawiść i wredność wobec innych. W tym zawodzie jednak zawsze tak było i
zostanie. Wakacje… Dla mnie tylko częściowo. Kwiaty w korytach rosną jak
oszalałe. Przerosły już dwukrotnie wysokość korytek i zwieszają się uroczo…
coraz bardziej zakrywając barierkę. Nie wiedziałam że kwiaty gerberów kwitną
ponad miesiąc. Zachowują się jakby nie imał się ich czas. Piękne… żywe… kolorowe…
cieszą moje oczy już od początków maja. Ścięłam zaledwie tylko jeden. Zmarniał
w ciągu dwóch dni… Był i po prostu odszedł. Po prostu minął jego czas. Wiem że
zgłoszono moje balkony do konkursu miejskiego na najładniejszy balkon.
Wyraziłam zgodę… Przecież i tak corocznie dbam o zieleń na którą patrzę tak
często. Wczoraj… -zmęczona siedzeniem przy pracy zdecydowałam się na obejrzenie
TV. Telewizor włącza się na jedynkę… a na niej właśnie rozpoczynał się festiwal
w Opolu. O wrażeniach napiszę następnym razem.
Witaj!
OdpowiedzUsuńSen mara, Bóg wiara,
Jak mawiają górale starzy,
Warto jednak życie przyhamować,
Póki się coś nie wydarzy.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
PS. Zapraszam na swój nowy wpis.