Praktycznie cały
tydzień trwa wymowna cisza w moim domu. No cóż musiałam w końcu ukrócić pewne
zwyczaje, które za bardzo młodym weszły w krew. Naturalnie swoim kosztem…- jak
zawsze.
Czas rozliczyć podatek.
Naturalnie nie zrobię tego sama, bo są dziedziny w których nie potrafię się poruszać.
Czas także nadrobić malowanie. Wystawa już wkrótce… a w domu jeden obraz.
Reszta wróci początkiem maja. Nastrój przez to wszystko fatalny. Ciągle jestem
senna. Kawa za kawą. Pocieszam się faktem, że tak ma większość znajomych.
Obserwuję nastroje na uczelni… Wszyscy senni, leniwi, nieskorzy do
jakiegokolwiek działania. O absencji- nie wspominam. Przetrzepane przez grypsko
towarzystwo- jak mało kiedy. Choroba- dwa tygodnie… Rekonwalescencja następne
dwa lub więcej.
Patrzę na czekające na
umycie okna. Napisałam kartkę do Długiego z prośbą… Nie wiem co z tego będzie.
Przecież się do mnie nie odzywa. Woli nie odzywać się wcale,- niż odzywać się z
szacunkiem. Jego wybór… Konsekwencje przecież i tak ponosić będzie On.
Wiosno… oj wiosno…
zaczynasz już mnie gniewać!
Anka bij zabij przeoczyłam ciebie w powiadomieniu o zmianie bloga , ale nie celowo .Zawsze to robiłam a teraz doopa blada - PRZEPRASZAM!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńsmutny komentarz mi zostawiłaś i się zmartwiłam .
przytulam , a w przyszłym tygodniu nadrobię zaległości .Obecnie pietami po doopie się walę z braku czasu