Prawie dwumiesięczna
praca zaowocowała nie tylko ogromnym uznaniem… ale także pewną formą awansu.
Nie zabiegałam o to i nawet nie wiedziałam… Spadło to na mnie jak grom z
jasnego nieba i było miło. Przywileje jakimi mnie obdarzono to pierwsze w
historii uczelni.
Prace na konkurs-
zawiezione. Zakłopotany organizator stanął w obliczu problemu, bo ilość
ograniczona… a wszystkie przedstawione- podobały się nad wyraz. Pomogłam w
wyborze nielitościwie odrzucając te moim zdaniem gorsze. Naturalnie dom
zaniedbany… i odnoszę wrażenie mieszkania w niesprzątanej oborze… ale to
kwestia przyzwyczajenia do pewnych standardów.
Jak zwykłe w tym
okresie do domu nadeszła choroba. Długi przyciągnął ją z pracy… Walczyłam
różniastymi środkami przez tydzień… Jednak moja osłabiona odporność legła w
geście poddańczym. W piątek,- słabo/silna i z dreszczami robiłam jeszcze
zakupy. Wiedziałam…. Czułam że się rozchoruję i chciałam zdążyć. Zdążyłam z
zaopatrzeniem i zdążyłam kupić leki. Wieczorem gorączka zakryła mgłĄ świadomość…
a nieprzespana noc stworzyła ze mnie strzęp człowieka. Przeleżana sobota i leki,
obniżyła wprawdzie temperaturę… odebrała jednak resztę sił. Długi robił wczoraj
dosłownie wszystko aby nie posprzątać. Dwie komory zlewozmywaka pełne,- stoją
od piątku. Kurz i brud wyglądają z każdego kąta… Brunek podczas zabaw wyciąga spod
mebli kurzowe „koty”. Poryczałam się wczoraj, bo lubię gdy jest czysto. Nie
potrafię żyć w takim syfie i już. Jedynym pożytkiem z tego płaczu było pełne
udrożnienie nosa. Noc- przespałam. Jakoś… Obudziłam się jednak nad ranem po
niemiłym śnie. Siedziałam w kuchni przy gorącej herbacie z cytryną i miodem,
zastanawiając się jak sobie poradzić. Wszędzie „Sajgon” a ja chora, słaba i śmierdząca
czosnkiem. Postanowiłam odpalić sprzęt i
chociaż napisać po miesięcznej przerwie -bloga. Cieszy sprzedany obraz i
kamienie… Smuci i niepokoi brak czasu na malowanie.
Szlag trafia mnie na
niekorzystną pogodę. Planowałam wczoraj wyprawę na cmentarz i mycie grobowca.
Nie pojechałam ani ja… ani Długi. Przecież mokro i pada… Nie mam pojęcia jak
sobie poradzić. Długi kończy pracę późno. Mają mnóstwo pracy… i nadgodziny
przyganiają go do domu dopiero po 17.00. Jest już ciemno… Jak wówczas jechać na
grób? Ja boję się narażać przeziębienie. Już w tym roku miałam zapalenie płuc i
lekarze naciskają, by uważać na siebie jak na dziecko. Przesunięta godzina
sprawiła, że jest właściwie jeszcze noc. Do świtu jeszcze trochę a ja już
zmęczyłam się dniem. Dziesiątki chustek do nosa zalegają od wczoraj w koszu.
Jesu… Jaki człowiek bezradny jest gdy chory. Wśród takiego ogromnego tłumu,
czuję się czasami bardzo samotna… wstydzę się powiedzieć o tym komukolwiek.
Przecież i tak nikt nie uwierzy.
Witaj!
OdpowiedzUsuńO zdrowie lepiej zadbać. Grobowiec można umyć po niedzieli, ma być ponoć cieplej.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Nic na siłę!
OdpowiedzUsuńJak będziesz walczyć z oporną materią domowych porządków i obowiazkiem na cmentarzu, łatwo wpedzisz się w większą chorobę!
A tego nie życzę!
ciesze sie, w pełni zasłuzyłas :)
OdpowiedzUsuńAnka dej no znak pokoju czy dychasz ?
OdpowiedzUsuń