Jakie mam święta?... – ZMĘCZONE MAM.
Okres przedświąteczny to czas „opłatków”. Każda z grup na uczelni organizowała
swojego opłatka zanim pojawili się wszyscy na opłatku zbiorowym. O jasełkach
nie wspominam… bo napracowałam się nad opracowaniem fotek najbardziej.
Jak zwykle… jak idiotka zaangażowałam
się (niepotrzebnie) nad oprawą tego opłatka… i na koniec wyszło że musiałam
robić „za gwiazdę”. Podobno wszystko było super (stwierdził tak nawet Długi,
który musiał machać foty) ale jakoś mnie to nie cieszy. Sprzątanie na ostatnią
chwilę -co jednak ma swoje zalety bo „glanz” jest na bieżąco, ale mnie to
denerwuje. Zakupy podstawowe robione dopiero w piątek… by ostatecznie
zaopatrzyć dom w niedzielę. I gotowanie… Yesu jak nie znoszę stania przy
garach. Wprawdzie wszystko się udało,- bo zazwyczaj udają mi się nawet serniki które
nie są domeną wielu gospodyń…- ale nienawidzę gotowania. Na szczęście już po
wigilii. Jestem nienormalnie zmęczona! Koleżanki do których narzekałam
twierdzą, że tak jest co roku… że to sprawa wieku, gdzie organizm buntuje się na
takie wyczyny. TO CO BĘDZIE GDY BĘDĘ MIAŁA 70 LAT? Myślę że nie dożyję i ten problem powinnam
mieć z głowy. Czuję to nadzwyczajne zmęczenie w każdym zakątku ciała i
dzisiejszy dzień w sporej części przeleżałam. ŻADNEGO WYCHODZENIA Z DOMU PRZEZ
ŚWIĘTA. Odpoczynek i już.
Właśnie przed chwilą Długi oznajmił,
że wychodzi do dziewuchy i wróci jutro po południu. Jednak chyba Stwórca mnie
lubi, zapewniając mi takie luksusowe warunki do wypoczynku. Ja- napychać się nie
będę… czas więc zamrozić cześć jedzenia na później.
Prezenty??.... Oj- prezenty zaczęły się
od rana dnia wigilijnego. Poczta Polska dostarczyła pakunek wagi chyba z pięciu
kilogramów. Naprawdę ledwo go unosiłam w swych „delikatnych” dłoniach. Ciężar
okazał się przecudną Wielką Księgą Malarstwa. Tego w domu nie miałam i
naturalnie każdą wolną chwilę spędzam na „lizaniu kartek”. Potem była na
słomiance gwiazda betlejemska koloru ecru… a potem kurier dostarczył maleńkie
pudełeczko. Nie wiem kto przysłał,- bo jako nadawca widniało moje nazwisko i
mój adres. Tak swoją drogą nie wpadłam na to… że można się w tak sprytny sposób
zamaskować. Nawet gdybym nie przyjęła i tak wróci na mój adres. W pudełeczku
znajdowała się srebrna bransoleta będąca bazą do charmsów. Fajnie!... Informuję
więc teraz, że można ją mi zapełniać. Nie wiem komu ale…. DZIĘKUJĘ! Potem były
torebeczki pod choinką. Od Mikołaja…
Dostawcy się sprawdzili…. No chyba że
jeszcze przyjdzie coś po świętach. Aaaaaaaaaaaaaaaaaa… no zapomniałam nadmienić
że w sobotę znajomi przynieśli spory telewizor… -bo miałam maleńki i zaczynałam
do oglądania używać szkieł. Wymiana odbiorników na te ogromniaste ma jednak
swoje zalety….- przynajmniej korzystne dla mnie.
Autko na nowym akumulatorze jeździ jak
burza. Odpala na spojrzenie i używam już sobie radia i odtwarzacza.
Jak pięknie skrzą się lampki na
choince… W tym roku ubrałam ją na złoto. Jednak w każdym z nas drzemie dziecko…
Przynajmniej w okresie świąt.
Witaj!
OdpowiedzUsuńNie bądź taka wyrywna, bo ktoś to wykorzysta.
Od przybytku głowa nie boli.
Fajny musi być wypoczynek pod złotą choinką i albumem na kolanach.
Pozdrawiam poświątecznie.
Michał