poniedziałek, 18 lutego 2013
PO PRACY...
Nadrobiłam trochę stracony czas. Pięć
prac które ostatnio popełniłam, pogłaskały sumienie. Źle się czułam z tym
nygustwem. Miałam odczucia jakbym nic nie robiąc- robiła coś niedobrego. Dwie
kopie pana Klimta malowałam drugi raz… Resztę prac to nowatorstwo. Fatalnie
złoto i srebro wygląda na zdjęciach… W ogóle fotki nie oddają realii prac.
Jednak nie ma to jak obejrzenie malarstwa na wystawach i to we właściwym oświetleniu.
Brakuje mi światła… Słońca, które podniosłoby nastrój i lepszy chumor. Te
szare, byle jakie dni -nie wpływają dobrze na psychiczne samopoczucie. Wcale
nie cieszą mnie obrazy… I to że wreszcie wzięłam się do pracy… Że wena dopisuje
i jakoś wszystko się kula. No właśnie…- kula… Bo pomimo pędu czasu, jakoś nie
idzie tak,- jakbym chciała. Doszłam…- dojrzałam już do wniosku, że kobiecie
potrzebny jest jednak facet. Do załatwiania męskich spraw… do współpodejmowania
decyzji i do przytulania. Czasami tak tylko przed telewizorem,- do ramienia.
Yesu- jak bardzo się starzeję, jeśli dochodzą mnie takie refleksje. A może to
tylko ta beznadziejna zima…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Każdy potrzebuje bliskiej osoby. Każdy potrzebuje pomocy. Pani- także.
OdpowiedzUsuńRobert