Tak własnie szybko mija
czas.
Dzień goni dzień i
nawet nie zauważamy jak stajemy się staruchami. Jeśli pogoda ducha trzyma się
nas mimo wieku to jeszcze szczęście. Jeśli natomiast nastroje przypominają
dzisiejszą pogodę to aż nie chce się z takimi osobami rozmawiać. Ciągłe
narzekania na wszystko i wszystkich. I jeden temat…… POLITYKA. Nie rozmawiam na
ten temat z nikim, bo nie chce używać niecenzuralnych słów,- a przede wszystkim
nie chcę się denerwować. Codzienność przynosi tyle problemów, że dodawanie sobie
świadomie nerwówki po prostu nie ma sensu. Popełniłam parę prac. Adell- Klimta
w złocie i między innymi panorama Kalisza. I tak naprawdę nie ma nic nowego
czym chciałabym i mogła się pochwalić. Właśnie przekwitły orchidee a „wsadzone”
w ziemię listki fiołków afrykańskich zaczynają puszczać korzenie i listki. Z
nieodmianowymi nie ma kłopotu… natomiast wszystkie odmianowe kapryśne jak na
szlachtę przystało. Siedzą już w ziemi półtora miesiąca „I NIC”. Niektórym
ugniły łodyżki i będę wyrzucała. Tym,- które stoją, nadal dam szansę. A tak w
ogóle, żeby je zachęcić do życia powiedziałam że kosz na śmieci stoi przy
drzwiach. Jak twierdzą bowiem znawcy roślin…
rozumieją one w jakiś sposób co do nich mówimy i należy straszyć
„rozstaniem” albo je uszczypnąć. Jak widać z wiekiem zaczynam wierzyć w
zabobony. No i cóż…. Świat bardzo szybko się zmienia. Trudno cieszyć się, że na
lepsze- ale nie narzekajmy. Mamy dochody i co jeść. Pozapłacane rachunki. A
zdrowie jest jakie jest i właśnie na nie mamy niewielki wpływ. Zatruliśmy się
na własne życzenie chemią i niewiele już da samodzielne przygotowywanie na zimę
przetworów. A właśnie widzę, jak nagminnie panie odwiedzają targowiska i
przynoszą do domu owoce. Czy zawsze zdrowe? Chyba nie. „Pakują” jednak w słoiki
te zdobycze i ustawiają w piwnicach ciesząc się, że mają „swoje”. Czy ja coś
robię? Tak. Corocznie przetwarzam pomidory i kiszę ogórki. Nie mogę
przyzwyczaić się do zupy z chemii z puszek… a żadne inne ogórki nie smakują
tak,- jak moje. Mam znajomych, którzy uprawiają te warzywa i kupuję te, które
jedzą i oni. Te „z kąta”. Bez zasilania sztucznymi nawozami. Ogórki biorę tylko
6-7 centymetrowe a po ukiszeniu, przerywam proces pasteryzacją. Chrupią jak
małosolne. Ot taka polska gospodyni się zrobiłam. No i jak widać leniwa się
zrobiłam. Mam nadzieję, że nastepny post popełnię szybciej niż po roku.